Katherine: Masz moje ciało?
Nadia: Po tym, gdy Mia wykona zaklęcie, Elena zniknie na zawsze i to ciało będzie twoje na dobre.
Katherine: Zgadnij kto!
Matt: Niech pomyślę... Elena Gilbert?
Katherine: Tak.
Matt: Jesteś w dobrym humorze.
Katherine: Cóż, to dobry dzień. Żyjemy.
Matt: Tak, fakt. I dziś imprezujemy.
Katherine: O, tak.
Matt: O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
Katherine: Ciągle pijesz werbenę?
Matt: Nie. Noszę bransoletkę, w razie, gdyby ktoś potrzebował krwi, pamiętasz?
Katherine: Będzie mnie bolało bardziej niż ciebie.
(Zrywa jego bransoletkę z werbeną)
Matt: Co ty robisz?! Potrzebuję tego.
Katherine: Przejdźmy do rzeczy. Jestem Katherine, nie Elena.
Matt: Katherine nie żyje.
Katherine: Niezupełnie. Kiedy wy graliście w pijackie gry i opijaliście to, jaka okropna jestem, torowałam sobie drogę do bycia Podróżnikiem w słodkiej, małej główce Eleny.
Matt: O mój Boże.
Katherine: Tak czy siak potrzebuje szybkiego szkolenia z Eleny Gilbert. Jest w collage'u, wydoroślała, i zastanawiam się, czy ktoś zna ją lepiej, niż jej zahipnotyzowany najlepszy przyjaciel?
(Katherine wstaje)
Katherine: Więc jak myślisz? Jako moja kiecka? Aż krzyczy przewidywalnością. Mam rację. Czy... mam rację?
Nadia: Już go zauroczyłam.
Katherine: Weź z tego co najlepsze, dlaczego nie.
Katherine: Czy Elena założyłaby coś takiego na imprezę?
Matt: Nie dla sukienki, tak dla butów.
Katherine: Porozmawiajmy szczerze o tym czerwonym czymś w moich włosach.
Matt: Więc nie żyjesz i co? Złapałaś stopa w Elenie?
Nadia: Narazie, aż będzie to stałe.
Matt: Stałe? Jak?
Katherine: Hej! Włosy. Dlaczego je ufarbowała?
Matt: Nie wiem. Zrobiła to w Nowym Jorku, po tym, jak wyłączyła w sobie człowieczeństwo.
Katherine: Okej. Kiedy Jeremy ma urodziny?
Matt: 13 października.
Katherine: A kiedy Elena?
Matt: 22 czerwca.
Katherine: Gdzie mieszkam?
Matt: Maple Street 2104, ale spaliłaś swój dom.
Katherine: Wiem. To było podchwytliwe. Dobra robota! Kogo lubię bardziej: Bonnie czy Caroline? Proszę, powiedz, że Caroline.
Matt: Kochasz je tak samo.
Katherine: Cóż, to szokujące. Okej. Mam ostatnie pytanie. To bardzo ważne, bo będę tego potrzebowała później. Jak Elena Gilbert z tobą zerwała?
Nadia: Mia potrzebuje twojego ciała.
Katherine: Mojego ciała? Czy Podróżnicy mogliby być bardziej mroczni?
Nadia: Bądź miła. Gdyby nie Mia, nie byłoby cię tu albo w ciele Eleny.
Katherine: Wiem, w swoim nieżyjącym ciele, którego jakiś Podróżnik potrzebuje. Czy teraz widzisz, jakie to mroczne?
Stefan: Gdzie byłeś?
Damon: Wyszedłem.
Stefan: To na pewno.
Damon: Ten, który węszy i wsadza nos w nie swoje sprawy. Sorry, zostałem określony jako denerwujący.
(Wyciera zabłocone buty o dywan)
Stefan: Zabawne.
Damon: Śmierdziało w domu przez martwe ciało Katherine. Pozbyłem się go.
Stefan: Może to być problem.
Damon: Tak? Dlaczego?
Nadia: Bo ja przyszłam po ciało Katherine.
Damon: Masz pecha. Nie dostaniesz go.
Nadia: Moja matka poprosiła, żebym pochowała ją w Bułgarii.
Damon: I nic nie sprawia mi większej przyjemności, niż odmówić.
Stefan: Damon, kogo to obchodzi. Katherine nie żyje. Daj jej to cholerne ciało.
Damon: Suka zniszczyła nasze życie. Nadia ją znała, więc jak 5 minut.
Nadia: Powiedz mi gdzie jest.
Damon: Najlepszą rzeczą, którą Katherine zrobi jest nakarmienie larw jej własnym ciałem. Poddaj się. Nie odzyskasz jej.
Matt: Widziałeś mój telefon? Tay!
(Wyłącza radio)
Widziałeś mój telefon? Spóźnię się do pracy, człowieku.
Tyler: Spójrz na siebie, Kapitanie Rozsądek. Masz, przyłącz się.
(Tyler podaje mu kieliszek)
Matt: Nie, dzięki. Daję sobie radę o 7:42.
Tyler: Czaję, Kapitanie.
Matt: Okej. Więc powiesz mi co stało się w Nowym Orleanie?
Tyler: Były jakieś wiedźmy, miejscowi, kilku Pierwotnych... To już bez znaczenia, to przeszłość. Żadnych dramatów. Zaczynam od nowa.
Lorenzo: Aaron Whitmore. Ten, którego szukam.
Aaron: Enzo
Stefan: Hej. Potrzebna mi przysługa. Wiesz jak Damon starał się być szlachetny i zerwał z Eleną?
Caroline: Oczywiście. Piłyśmy za to szampana.
Stefan: Tak, cóż przekonałem go, że był idiotą.
Caroline: Co zrobiłeś?!
Stefan: Jest z nim lepiej, i coś mi mówi, że próbuje uchwycić Elenę, ale ona nie odbiera jego telefonów.
Caroline: Pomogłabym, gdybym sądziła, że jest dla niej dobry, ale nie sądzę.
Stefan: Caroline, czy chciałabyś być osądzana wyłącznie na podstawie tego, komu się podobasz?
Caroline: Co? Wiesz coś?
Stefan: Ja? Powinienem coś wiedzieć?
Damon: Och, daj spokój. Katherine jest dokładnie tam, gdzie zawsze powinna być. Nie oddam ciała. Skończ z tą nadąsaną miną.
Stefan: Nie mam nadąsanej miny. Moja mina mówi: jesteś dupkiem. Elena nie oddzwania. Jesteś przez to całkowicie załamany.
Damon: Tak, jestem całkowicie załamany. To twoja wina, bo kazałeś mi ją odzyskać.
Stefan: Nie, jesteś nieszczęśliwy, bo zachowałeś się tak jak zawsze - miałeś problem, a zamiast sobie z nim poradzić, odciąłeś się i zwiałeś.
Damon: Trochę za bardzo się tym cieszysz.
(Wchodzi Caroline)
Caroline: Okej. Więc Bonnie zabrała Jeremy'ego, by odwiedzić jej mamę i żadne z nich nie gadało z Eleną.
Damon: Kto cię zaprosił? Spadaj!
Stefan: Ja ją zaprosiłem. Caroline zgodziła się pomóc ci odzyskać Elenę.
(Zszokowany Damon wskazuje na Forbes)
Damon: Ty? Ty mnie nienawidzisz. Powiedziałaś mi kiedyś, że nazwanie mnie szatanem, jest obrazą dla szatana.
Caroline: Cóż... Nikt nie jest doskonały.
Damon: To do tego zmierzamy? Załatwiłeś mi porady miłosne od dewotki Halinki?
Caroline: Potrafię być nieprzewidywalna i niewiarygodnie lekkomyślna.
Katherine: Stefan napisał, czy wpadam do Tylera. Może pójdę, przekonam wszystkich, że Elena jest cała i zdrowa, jak gdyby nigdy nic pytając, gdzie Damon mnie pochował.
Nadia: Nie, nie ma mowy! Sama to powiedziałaś. To tylko kwestia czasu, zanim Elena znowu się pokaże.
Katherine: Więc chodź ze mną. Wpakujesz ją z powrotem, jeśli do tego dojdzie.
Nadia: To nie jest dla ciebie właściwe miejsce, nie pośród jej wszystkich przyjaciół.
Katherine: Udawałam Elenę z milion razy. Potrafię zagrać każdy jej gest.
Nadia: To co innego. Nie udajesz Eleny - jesteś Eleną!
Damon: Enzo.
Lorezno: Witaj, Damonie. Mamy co nieco do załatwienia.
(Damon wskazuje na swój kącik ust, pokazując Enzo, że jest tam brudny z krwi)
Damon: Zabrakło miejsca.
Lorezno: Kocham płomienie. Ironia, co nie? No wiesz, skoro kiedyś zostawiłeś mnie bym spłonął w nich żywcem.
Damon: Nie przerabialiśmy tego? Próbowałeś sprawić, bym poczuł się winny, ja ocaliłem ci życie - jesteśmy kwita. Co jest w trobie?
Lorenzo: Raczej kto. Odkąd ostatnio rozmawialiśmy, zrobiłem mały rachunek sumienia, zgoliłem zarost i przeprowadziłem pewne dochodzenie, które ujawniło, że zabijałeś prawie każdego członka rodziny Whitmore w przeciągu wielu lat od twojej ucieczki, za każdym razem zostawiając przy życiu jednego, by odziedziczył rodowe nazwisko, stworzył nowe pokolenie ofiar, które byś wymordował. Dokładnie tak, jak zaplanowałeś, kiedy dzieliliśmy celę.
Damon: Cóż, znasz mnie. Lubię dotrzymywać obietnic.
Lorenzo: I naszło mnie, że być może zbyt szybko cię skreśliłem, że w zasadzie Damon Salvatore, którego pamiętam jest cały i zdrowy, a ja mam dla niego prezent.
(Enzo rozpina czarny worek, w którym jest Aaron)
Damon: Przyniosłeś mi Aarona Whitmore'a. Żywego.
Lorenzo: Jest ostatnim z Whitmore'ów. Pamiętasz ten zegarek na rękę z werbeną? Dr. Whitmore nigdy go nie zdejmował, nawet, kiedy grzebał w naszych klatkach piersiowych. Pasuje, by Aaron umarł także mając go na sobie. Więc ty chcesz go zabić, czy ja powinienem to zrobić?
Katherine: Hej.
Stefan: Elena, ty żyjesz.
Katherine: Oczywiście, że żyję. Łał, Stefan Salvatore pije piwo z kubka. Chcesz żebym pokazała ci, gdzie Tyler trzyma burbon?
Stefan: Nie, staram się ograniczyć mocniejsze trunki. Hej, więc... gdzie byłaś? Caroline była bliska wyprawienia grupy poszukiwawczej.
Katherine: W pobliżu. Myśląc, przetwarzając, próbując poukładać jakoś tę całą sprawę z Damonem.
Stefan: Wiesz, że popełnił błąd, prawda? Chce cię odzyskać.
Katherine: Tak, wiem. Chwila, czy to nie jest dla ciebie nieco nietypowe?
Stefan: To niewiarygodnie nietypowe, ale znam swojego brata i wiem, że jest lepszą osobą z tobą, niż bez ciebie.
Katherine: To jak z tobą? Jak sobie radzisz z tą całą śmiercią Katherine?
Stefan: W porządku.
Katherine: Stefan, nie musisz kryć tego, co czujesz.
Stefan: Nie, szczerze. Jest w porządku. Wiesz, coś tam między nami było, skończyło się, ona odeszła, a ze mną okej.
Katherine: Znałeś ją przez jakieś 150 lat. Ani trochę cię to nie poruszyło? To znaczy, nawet ja czuję się trochę nie bardzo. Może powinniśmy zafundować jej pogrzeb, czy coś.
Stefan: Pogrzeb?
Katherine: Gdzie ją pochowano? Powinnam chociaż wpaść z kwiatkiem lub coś w tym stylu.
Stefan: Nie mam pojęcia. Damon powiedział, że umieścił ją tam, gdzie zawsze było jej miejsce.
Lorenzo: Jakkolwiek smakuje mi twój znakomity bourbon, jestem pewien, że nasz następny drink będzie smakował lepiej, okraszony agonalnymi wrzaskami Aarona, odbijającymi się w twoich uszach, a świadomość ostatecznego aktu zemsty zbliży nas obu i pozwoli zacząć na nowo.
Damon: Z ciekawości. Czy każdego przyjaciela prosisz o udowodnienie lojalności przez zabicie kogoś przy drinku?
Lorenzo: Jego dziadek rozcinał ci oczy skalpelem. Zabiłeś każdego z Whitmore'ów, myślałem, że będziesz tego chciał.
Damon: Uwierzyłbyś, że to przyjaciel przyjaciela?
Lorenzo: Nie, bo skłoniłoby mnie to do myśli, że stałeś się miękki, podczas gdy oboje wiemy, że twoim pierwszym odruchem, gdy ci go pokazałem, było rozszarpanie mu gardła. Bez wątpienia mój stary przyjaciel wciąż tam gdzieś jest. Zakończ to dla nas obu.
Caroline: Tutaj jesteś! Dzwoniłam, pisałam.
Katherine: Wybacz, telefon mi padł. O czym chciałaś porozmawiać?
Caroline: Zrobiłam coś złego.
Katherine: Na pewno nie było, aż tak złe.
Caroline: Nawet nie wiesz o co chodzi.
(Katherine odchodzi)
Caroline: Eleno, stój! To jest naprawdę ważne.
Katherine: Okej, wybacz. Mów. Co się stało?
Caroline: Co byś powiedziała, gdybym ja ci powiedziała, że pewna straszna osoba była w mieście, a ja rzuciłam się na nią w lesie i tak jakbym pocałowała? On tam był i ewidentnie chciał mnie pocałować, więc pomyślałam "Och, po prostu się przeliżemy", ale całowanie go było tak genialne, że w końcu tak jakby się z nim przespałam. Ale przysięgam, nie planowałam tego, a teraz czuję się okropnie.
Katherine: A osoba, o której mówimy to...?
Caroline: Klaus.
Katherine: Och, łał. To... to... Naprawdę?
Caroline: Myślisz, że zmyśliłabym coś takiego? Dlatego musisz mi powiedzieć, jak okropną osobą jestem.
Katherine: W zasadzie jesteś jedną z najmniej okropnych osób, jakie znam. No, to mów. Jak było? No wiesz, w porównaniu z Tylerem?
Caroline: Eleno Gilbert!
Katherine: Caroline Forbes! No dalej. Zdradź sekret.
Caroline: Ja...
Katherine: Skoro spałaś z Klausem, to jak było?
Caroline: Nie odpowiem.
Katherine: Och, odpowiesz.
Mia: Aby zapieczętować duszę Katherine w ciele Eleny, potrzebna mi twoja krew.
Katherine: Rozgrzebiesz moje ciało. Uroczo.
Tyler: Wynocha.
Caroline: Daj mi wyjaśnić.
Tyler: Nie, ty mi daj. Klaus zabił tysiące ludzi... Ciocię Eleny, watahę hybryd, moich przyjaciół. Caroline... Zabił moją matkę!
Caroline: Wiem. Tak mi przykro.
Tyler: Przestań. Ja wyszedłem ostatnim razem. Teraz twoja kolej. Wyjdź.
Caroline: Nie.
Tyler: Nie podchodź bliżej, Caroline.
Caroline: Gdybyś tylko...
Tyler: Kazałem ci wyjść!
(Tyler przemienia się półhybrydę, a Stefan pojawia się i przyciska go do ściany)
Stefan: Jesteś pijany.
Tyler: Zabieraj łapy!
Stefan: Co z tobą?
Tyler: Och, nie wiesz? Puściła się z Klausem.
(Caroline wybiega)
Tyler: Dokładnie.
(Stefan uderza z całej siły Tylera w twarz)
Stefan: Wiesz, pijany czy nie, nie zasłużyła na to.
Matt: Hej.
Tyler: Wiesz z czego zdałem sobie dziś sprawę? To zaj*biście wielki dom. Mieszkam w pieprzonej rezydencji. Moi rodzice nie żyją, moja ukochana przespała się z moim największym wrogiem, a ja nie mam zielonego pojęcia, co zrobię z resztą życia, które... ogarnij... będzie trwało wiecznie. Ale mam zaj*biście wielki dom.
Mia: A co do zapłaty...
(Katherine wyrwa jej serce)
Nadia: To było konieczne?
Katherine: Nie, ale była niedbała pod koniec, a tego nie znoszę.
Nadia: I tak przyprawiała mnie o gęsią skórkę.
Katherine: Oziębła manipulatorka z dobrą fryzurą. Zdecydowanie jesteś moją córką.
Caroline: Jesteś moim przyjacielem. Musisz powiedzieć mi to wprost. Jestem okropna?
Stefan: Więc to po to tu przyszłaś, co? W porządku. Pozwól mi o coś spytać. Kiedy dowiedziałaś się o mnie i Katherine, jaka była twoja pierwsza myśl?
Caroline: Szczerze, pomyślałam "fuj".
Stefan: Widzisz? A gdybyś miała mi to za złe, nie byłoby cię tu teraz ze mną, prawda?
Caroline: Chyba, że przyszłam tu, bo wiem, że zawsze widzisz w ludziach to, co najlepsze.
Stefan: Okej. Ktoś musi to powiedzieć, więc jadę. Gotowa? Caroline... Jesteś okropną osobą, okej? Jesteś... Jesteś bezmyślna, płytka, kompletnie nie można na tobie polegać...
Caroline: Hej! Jestem wrażliwa. Nie bądź złośliwy.
Stefan: Wiesz co? Jak tak teraz o tym myślę, to nie mam pojęcia, co Klaus w tobie widział. Co on sobie myślał?
Caroline: (śmiech) Zamknij się!
(Lorenzo leży na drodze, gdy nadjeżdża samochód Aarona)
Aaron: Hej, nic ci nie jest? Wszystko dobrze?
Lorenzo: Jak nigdy. Czekaliśmy na ciebie. Damon pokazał mi małą zabawę. Widzisz, zapewniał, że będziesz na tej drodze, opuszczając miasto.
Aaron: Mówiłeś, że pozwolicie mi odejść.
Damon: Mówiłem, próbowałem.
Aaron: Elena wie, że tu jesteś?
Damon: To przez nią tu jestem. Nie. Wykreślić. To przez siebie tu jestem.
Aaron: Czego chcesz, Damonie?
Damon: Tego samego, co ty, Aaron... Cofnąć czas, naprawić przeszłość, odzyskać kogoś, kogo straciłem.
Aaron: Każdy, kogo straciłem był twoją ofiarą. Wiesz kto wymordował całą moją rodzinę? Ty!
Lorenzo: Słusznie.
Damon: Tak czy owak, zrobiłem to. Rozerwałem ich na kawałki. Podobały mi się odgłosy, które wydawali, bo wiedziałem, że na to zasłużyli, tak jak ty.
Aaron: Elena była dla ciebie za dobra.
Damon: Też miałem w zwyczaju tak myśleć. Że muszę być lepszy, by zasłużyć na jej miłość, a ona musi stać się gorsza, by zaakceptować moją. Leżałem na środku ulicy, patrząc w gwiazdy, gawędząc z takimi jak ty, próbujac przekonać samego siebie, że zabicie ich byłoby złym instynktem, a darowanie im życia, tym co właściwe.
Aaron: No i co zrobiłeś? Zabiłeś ich?
Damon: To bez znaczenia. Liczy się to, że miałem dylemat. A właśnie teraz, w tej chwili, jestem absolutnie od niego wolny. Widzisz, Elena uważa mnie za potwora. Wiesz co? Ma rację.
(Zabija Aarona)
Lorenzo: I to jest Damon Salvatore, jakiego pamiętam.